Niewątpliwie najgłośniejszym wydarzeniem minionych miesięcy był "Barbenheimer". Pojęciem tym określano szaleństwo towarzyszące premierze dwóch skrajnie różnych obrazów – osadzonej w realiach Barbielandu "Barbie" Grety Gerwig oraz "Oppenheimera" Christophera Nolana o fizyku Robercie Oppenheimerze, nazywanym "ojcem bomby atomowej". Zainteresowanie tytułami podsycała gruntownie przemyślana, realizowana z rozmachem kampania marketingowa obejmująca m.in. billboardy, media społecznościowe oraz kolekcje ubrań i dodatków inspirowanych filmami. Przyczyniła się ona do tego, że wyłącznie w pierwszy weekend w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie obraz zarobił 155 mln dol., co było największym otwarciem w dziejach filmów zrealizowanych przez kobiety. Tłumy widzów ubranych – w zależności od osobistych preferencji – na różowo lub czarno odwiedziły również polskie kina. Wiele osób deklarowało, że obejrzy oba tytuły tego samego dnia. Dane z box office’u wskazują, że od dnia premiery, tj. 21 lipca, obraz Gerwig zgromadził łącznie ponad 2 mln 800 widzów, co plasuje go na szczycie listy najchętniej oglądanych produkcji w br. Dokładne wyniki "Oppenheimera" nie są znane, ponieważ dystrybutor United International Pictures nie udostępnia na bieżąco takich danych. Natomiast szacunki wskazują, że film mógł przyciągnąć ok. 2 mln osób. Nie wiadomo też, jaką publiczność zebrali "Napoleon" Ridleya Scotta i "Czas krwawego księżyca" Martina Scorsese.